piątek, 17 czerwca 2011

Fragment 3

Nareszcie wracam do domu! Kolejny beznadziejny dzień w szkole mam już za sobą. Ściągam ten plecak i od razu idę na górę.
-Jak było w szkole, Rebeka? -pyta mama.
-Normalnie.
Niech przynajmniej mama mnie nie dobija.
-Dlaczego jesteś taka smutna? Może zjesz obiad?
Dalej drąży ten temat. Udaje, że tego nie słyszę i idę do łazienki.

Nienawidzę tej szkoły, ludzi z klasy i nienawidzę… ach, wszystkiego nienawidzę. Nawet to lustro mnie wkurza, bo jak się w nie patrzę, to widzę tę szkolną ciotę- mnie. Idę do pokoju, bo jak się będę w nie tak patrzyć, to wkońcu je zbiję.
Co to był za odgłos? Lustro pękło? Same? Jak to możliwe?
-Mamo, choć tu!
-Nie mam czasu!
-Chodź, szybko!
-Już!
No kurde, kiedy ona przyjdzie?!  Po szybkości jej kroków stwierdzam, że niezbyt jej się śpieszy.
-Co chciałaś, Rebeka?
-No bo…
Dziwne. Gdzie jest to pęknięcie? No przecież go dotykałam i widziałam! Było tu!
-No co chciałaś?! – pyta mama
No i co ja teraz jej powiem? No dobra niby, że mam pryszcza.
-A bo… bo mi pryszcz wyrósł.
-Gdzie?
-Nic nie widzę.
-No ale… no jest taki mały.
Mama przybliża wzrok do mojej twarzy.
-Tylko po to mnie wołałaś? Ale masz problemy. Idź odrabiać lekcje.- mówi mama i wychodzi z łazienki.
O co chodzi z tym lustrem? Odrobię lekcje, to może o wszystkim zapomnę. Ale się nagle zachmurzyło. Deszcz będzie padał. Hmm… dziwny dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz